Nasza mała apokalipsa
Tadeusz Różewicz
Witolda Wojtkiewicza sąd ostateczny
Konie na biegunach
Kwiaty śnięte
marionetki
klowni
umarłe lalki
w śmiertelnych koszulach
w białych czapkach
w kapturach
posypane popielcowym popiołem
cukrem-pudrem
jak torty
z cukierni ciast trujących powleczone
wesołym różowym lukrem
aktorzy larwy
emeryci
jak czarne splątane
nici
z osnowy wyprute
splątane niepotrzebne
czekają na śmietniku
kwietniku
na sąd ostateczny
Cyrk Wojtkiewicza
w szkiełku błyska
z martwych wstaje
anemiczne słońce
rozpływa się
w chmurek egzemie
chłopczyk gapowaty
gacek z dużymi uszami
trzyma w brudnych
łapkach papierową trąbkę
i anioł wielki
jak sen
w czerwonych sandałach
dmie w złotą trąbę
maski aktorzy
dziewczyny
embriony
na sąd
homunkulusy
donosiciele
stręczyciele
upiorki potworki
białe robaki
na sąd na sąd
pieski w kołderkach
impotenci
wspaniali schizofrenicy
białe frygidy
na sąd
na śmietnik na kwietnik
za mur za klomb
wzywa Was ciepły
głos papierowych trąb
tylko bóg
uchodzi
ociera się
srebrnym bokiem
o mur
broczy
zaciera mgłą
cyrk Wojtkiewicza
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu „Wirtualne muzeum Tadeusza Różewicza” jest Witold Wojtkiewicz. Baśniowa i makabryczna wyobraźnia tego malarza stworzyła świat, w którym okropnościom odmawia się prawa do powagi.
Witold Wojtkiewicz nigdy nie namalował sądu ostatecznego, ale Tadeusz Różewicz stworzył w wierszu syntezę motywów pojawiających się na wielu obrazach artysty. Wojtkiewicz, przewlekle chory, zmarł w 1909 roku, w wieku niespełna trzydziestu lat. Można powiedzieć, że był wówczas u progu międzynarodowej kariery, jego obrazami zdążył zachwycić się André Gidé, autor „Lochów Watykanu”, późniejszy noblista. Sam artysta, urodzony w bankiersko-urzędniczej rodzinie w Warszawie, wykształcony, obyty i elegancki (choć nie zawsze bogaty), czerpał tematy do swoich zadziwiających obrazów z literatury, tłumaczonej wówczas i popularyzowanej między innymi przez Zenona Przesmyckiego i Stanisława Przybyszewskiego. Znajdziemy na jego obrazach ślady fascynacji okrutnymi bajkami Oscara Wilde’a i perwersyjnymi historiami Marcela Schwoba. Teksty Maurice’a Maeterlincka, Heinricha von Kleista i Gordona Craiga miały wpływ na popularność jednego z jego ulubionych motywów – teatru marionetek. Przyjacielem Wojtkiewicza był Roman Jaworski, autor „Historii maniaków”, zbioru opowiadań, z którego pochodzi fragment:
„Ludzie, od których wywodzi się nasza współczesność muszą być brzydcy. Podchodzą śmiało do życia ohydy w śmietnikach grzęzną a czasem jeno cicho tęsknią za lepszym.
Cierpienia ich muszą być brzydkie i dziwaczne i to jest całe ich piękno”.
Tadeusza Różewicza również fascynowała brzydota, a śmietnik uczynił swoim znakiem rozpoznawczym. Poeta niejednokrotnie brał na warsztat mroczny i ozdobny styl Młodej Polski. W wierszu poświęconym Wojtkiewiczowi zderza ze sobą dekadenckie imaginarium malarza z ikonografią powszechnego sądu, towarzyszącego pierwszemu (dla Żydów) lub powtórnemu (dla chrześcijan) przyjściu Mesjasza.
W Apokalipsie św. Jana nadejściu czasów ostatecznych towarzyszy upadek obyczajów a także plagi i prześladowania ogłaszane przez aniołów dmących w trąby. Pierwsze sześć trąb zapowiada nieszczęścia: grad i ogień pomieszane z krwią, zatrucie wód, gaśnięcie gwiazd i księżyca, ataki jadowitej szarańczy i śmiercionośne szarże czterech jeźdźców. Dopiero gdy siódmy anioł zatrąbił (wydarzenia, chociaż odnoszą się do przyszłości, opisane są jako już dokonane): „w niebie powstały donośne głosy mówiące: Nastało nad światem królowanie Pana naszego i Jego Pomazańca i będzie królować na wieki wieków!”. Wniosek: jest nagroda dla wytrwałych.
Skojarzenie Różewicza ma swoje źródło w obrazie Witolda Wojtkiewicza „Przed teatrzykiem”, z cyklu „Cyrki”. Tutaj jedna z postaci, którą Różewicz opisuje jako gapowatego chłopca z wystającymi uszami gra, na trąbce. Jak pisze o malowidle Wiesław Juszczak, w książce, której egzemplarz posiadał poeta:
„Feeryczną tę atmosferę wywołują przede wszystkim maski – pozorne ludzkie twarze traktowane jak martwe przedmioty. Zderzają się z ich niesamowitą wesołością apatyczne twarze tłumu, zmęczona postać kobiety siedzącej za stołem, ogarnięte przerażeniem pajacyki, tonące w papierowym przepychu tandetnej dekoracji, owo subtelne dramaturgiczne zaaranżowanie kompozycji odsłania – jakby przypadkiem – marginesy nie dość szczelnej powierzchni spektaklu pod którą czai się jakiś prawie nieuchwytny koszmar”.
Poza cyklem „Cyrki” Wojtkiewicz wykonał serię obrazów zatytułowanych „Obłęd”, wśród nich znane „Za murem (Przechadzka w zaprzęgu)” i „Cyrk wariatów”. Przedstawione tam sceny rozgrywają się w zamkniętych ogrodach. Wariaci bawią się jak dzieci, tylko ich twarze są stare, zmęczone i poważne. Wojtkiewicz i Różewicz przedstawiają świat groteskowy, gdzie, zgodnie z definicją Lee Byrona Jenningsa, „nawet okropnościom odmawia się wielkości, która nadałaby im sens”. W wierszu sąd ostateczny jest tylko elementem jarmarcznego przedstawienia, być może snem lub halucynacją. Co więcej, bóg nie nadchodzi, ale uchodzi i nie jest potężnym mocarzem, tylko mglistym majakiem.
Nasuwa się jeszcze jedno pytanie, skoro bóg uchodzi, kto będzie sądził? I według jakich praw? Otóż w cyrku wariatów każdy może zostać sędzią, a także królem i demiurgiem, ale żaden wyrok nie jest ostateczny, tylko stanowi subiektywną opinię wydającego. Nie zapadają wiążące decyzje. Prawda i fałsz są ze sobą na zawsze wymieszane, a katastrofy trochę śmieszne i trochę wstydliwe.
Źródła
- Joanna Adamowska, Sens kobaltu. Zbigniewa Herberta i Tadeusza Różewicza spotkania z malarzami, Kraków 2018.
- Robert Cieślak, Oko poety. Poezja Tadeusza Różewicza wobec sztuk wizualnych, Gdańsk 1999.
- Wiesław Juszczak, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Warszawa 1965.
- Teresa Stepnowska, Witold Wojtkiewicz, Warszawa 1984.
- Marcel Schwob, Żywoty urojone i inne prozy, Warszawa 2016.