O „Jeziorze” Bianki Bellovej

Szesnasty odcinek podcastu W księgarni poświęcony jest kolejnej książce wrocławskiego wydawnictwa Afera, Jezioru Bianki Bellovej w przekładzie Anny Radwan-Żbikowskiej (2018).

Bianca Bellová urodziła się w Pradze w 1970 roku, tam ukończyła Wyższą Szkołę Ekonomiczną; jest nie tylko pisarką, ale też tłumaczką symultaniczną z języka angielskiego. W 2009 roku debiutowała Sentymentalną powieścią, wydała także dwie inne: Martwy człowiek w 2011 roku oraz Cały dzień nic się nie dzieje w 2013 roku. Dopiero dzięki Jezioru opublikowanemu w 2016 roku Bellová stała się popularna, zyskała uznanie na scenie współczesnej literatury czeskiej. Za tę powieść otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej 2017; Magnesię Literę 2017 w kategorii Książka Roku oraz nagrodę studencką Česká kniha. Prawa do publikacji zostały sprzedane do ponad dwudziestu krajów. W 2019 roku ukazała się jej kolejna powieść Mona (w Polsce ukaże się jesienią 2020 roku). Bianca Bellová ma bułgarskie korzenie.

Anna Radwan-Żbikowska – absolwentka filologii czeskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tłumaczy prozę, współpracuje z Wydawnictwami Afera, Książkowe Klimaty oraz Claroscuro. Jest tłumaczką audiowizualną i ustną. Prowadzi spotkania literackie i wydarzenia kulturalne. Mieszka w Warszawie. Przetłumaczyła z czeskiego na polski między innymi: Palinkę. Prozy z Banatu Matĕja Hořavy w 2017 roku; wraz z Dorotą Dobrew w 2019 roku antologię opowiadań współczesnych pisarzy czeskich Praga Noir; w 2020 roku Truchlin Vojtĕcha Matocha.

Tytułowe jezioro bynajmniej nie jest tu metaforyczne, jest wręcz głównym bohaterem tej dystopijnej powieści. Dystopia to zresztą niejedyne słowo-klucz, jakiego używają krytycy, rozmawiając o książce Bellovej. To również historia o dorastaniu młodego bohatera. Rozpoczyna się w rybackiej wiosce gdzieś na końcu świata, nad jeziorem, które wysycha. Mężczyźni tu piją, kobiety się zamartwiają, dzieci cierpią na egzemę albo rodzą się z trzecią ręką. W tym niewybaczającym słabości miejscu Nami za chwilę wyruszy w podróż, by odnaleźć matkę, która zniknęła, gdy był mały.

Nami mieszka z babcią i dziadkiem w mieście Borosa, w smrodzie kawioru i ryb. Przyjacielem Namiego, choć to może za dużo powiedziane, jest Aleks. To z nim bohater strzela do wyimaginowanych rosyjskich samochodów i samolotów. W mieście bowiem znajdują się przychodnia, dom kultury, szkoła, osiedle dla rosyjskich inżynierów oraz rynek z pomnikiem Wodza, koszary i wzgórze Kolos, a jedyne rozrywki to muzeum i przyjezdny cyrk. Od początku wiadomo, że nic dobrego się w tej historii wydarzyć nie może. Babka traci wzrok, potem umiera, Nami nie ma już nikogo. Do jego rodzinnego domu wprowadza się przewodniczący kołchozu razem z żoną i dzieckiem. Despota staje się nagle opiekunem bohatera i niczym zła macocha każe mu sypiać w kurniku.

Jest dramatycznie, brutalnie, zimno, źle. Dorastający Nami decyduje się wyjechać z Boros.  Chce jechać do stolicy. I tu znowu są tylko zimno, pluskwy, nieuczciwi ludzie, złodzieje, parszywa robota przy produkcji siarki czy asfalcie. Wielka czarna chmura szarańczy przyklejona do asfaltu może już tylko bardziej przygnębić i czytelnika, i bohatera. Zaraz skończy się jezioro, skończy się miasto, a my odetchniemy z ulgą, dochodząc do ostatniej strony. Czy będzie happy end? Czy bohater odnajdzie matkę? Możecie państwo zgadywać.


Więcej podcastów